14 listopada w Luzinie na Pomorzu odbył się marsz. Marsz niezwykły, bo antysmogowy i proekologiczny – zorganizowany w Dzień Czystego Powietrza w niewielkiej miejscowości obok Wejherowa.
O niedawnym marszu, a także pomorskim problemie zanieczyszczeń powietrza, rozmawiałem z Tomaszem Nowakiem z Wejherowskiego Alarmu Smogowego.
„Nie trujcie”
Dlaczego zorganizowaliście Państwo marsz? Jaki był jego cel?
Cel był taki, by przede wszystkim zwrócić uwagę naszym włodarzom – żeby zauważyli w końcu problem. Mówi się o tym, że smog jest na południu Polski, np. w Krakowie, a o tym tutaj na Pomorzu wciąż rozmawia się za mało. Dlatego naszym zamiarem było nagłośnienie tematu poprzez organizację marszu. Po drugie, chcieliśmy zwiększyć świadomość samych mieszkańców, by dostrzegli problem – żeby zrozumieli, że to, co wydobywa się z ich kominów, może truć innych.
Ile osób wzięło w nim udział?
Nie liczyliśmy dokładnie, ale myślę, że było to około 300 osób. Mieliśmy zapewnienie, że uczniowie szkoły z klas I-IV pójdą razem z nami. Poszły z nami również przedszkolaki, rodzice, także Wójt Gminy Luzino i oczywiście ludzie od nas z alarmu.
Dlaczego akurat w Luzinie?
Dlatego, że ostatnio na czujnikach w tej miejscowości odnotowywane były rekordowe przekroczenia norm – nawet koło 2000%. Posługujemy się tymi niskobudżetowymi czujnikami, czyli Airly i Look02. Jeden z nich zamontowali na budynku szkoły rodzice wraz z dyrekcją. Czujnik w tej okolicy powstał niedawno i chcieliśmy zaakcentować marszem skalę problemu i symbolicznie zaznaczyć to miejsce.
Mogliśmy to zrobić w większym mieście – Wejherowie, ale chcieliśmy podkreślić, że problem smogu w głównej mierze dotyczy także wiosek. Wiele osób myśli, że gdy wyprowadzi się poza miasto, szczególnie tu nad morzem, to będzie oddychać czystym powietrzem. Mój przypadek mówi coś przeciwnego – przeprowadziłem się z Wejherowa, z osiedla pod lasem, do Gościcina i niestety mam tutaj o wiele gorsze powietrze.
Jak wyglądał udział szkoły podstawowej w tym marszu? Czy to była wspólna inicjatywa?
Tak, to była wspólna inicjatywa. Szkoła już rok wcześniej organizowała swój marsz. My natomiast po spotkaniu z Polskim Alarmem Smogowym, zaczęliśmy rozwozić po okolicy materiały które od PAS otrzymaliśmy. I tak trafiliśmy do dyrektora szkoły. Zamieniliśmy z nim kilka słów – wspomniał, że rodzice i nauczyciele już od dawna dostrzegają problem, edukują i nagłaśniają ten temat we własnym zakresie.
Później mieliśmy spotkanie naszego wejherowskiego alarmu i postanowiliśmy zorganizować marsz z okazji Dnia Czystego Powietrza. Czasu było niewiele, ale udało nam się wspólnie to zrobić, a z efektu jesteśmy zadowoleni. Zrobiło się naprawdę głośno.
Dzieci własnoręcznie przygotowały na tą okazję plakaty. My mieliśmy megafon, rozdawaliśmy maseczki i ulotki, głośno informując o skutkach zdrowotnych smogu. Wymyślono taki plan, że marsz w pewnym momencie się rozproszył – pod urzędem gminy – i następnie dzieci zaniosły swoje plakaty do różnych części Luzina. Przekazały mieszkańcom prosto do rąk ten najważniejszy komunikat: „Nie trujcie”. Szczególny nacisk położyliśmy na problem spalania śmieci, ponieważ jest to u nas wciąż częste zjawisko. Niestety.
Pomorski problem
Jak wygląda problem zanieczyszczenia powietrza w Wejherowie i okolicach? Z czego wynika Pana zdaniem?
Uważam, że w pierwszej kolejności winne jest spalanie złej jakości węgla i mokrego drewna, a także bardzo gęsta zabudowa i ukształtowanie terenu. Zarówno Luzino, jak i Wejherowo, Gościcino i Bolszewo, leżą w dolinach, nieckach. I tam momentami jest zbyt mało wiatru, by przegonić zanieczyszczenia. Od morza napływa bardzo dobre powietrze, ale jest wiele takich dni, gdy to wszystko się kisi, stoi, powodując smog. Niestety domy są w większości zasilane starymi piecami węglowymi.
Sieć gazowa na tą chwilę jest niewielka – dopiero to się zaczyna rozwijać, a OPEC nie dotrze do wsi, więc mieszkańcy powiatu wejherowskiego jeszcze długo będą oddychać rakotwórczym powietrzem. Do tego dodam, że kontrole palenisk praktycznie nie istnieją, a te które są wykonywane pozostawiają wiele do życzenia.
Muszę jednak podkreślić, że winna jest też bardzo niska świadomość ludzi – wiele osób naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, że sami sobie robią krzywdę. Uważam, że w porównaniu z Waszym rejonem, to jesteśmy 5 lat do tyłu. Bo nawet włodarze, gdy się z nimi rozmawia, to często dostrzegają problem, ale sami zbyt wolno wdrażają rozwiązania lub w ogóle nie robią nic by zmienić sytuację. Czekają na jakieś rządowe rozwiązania, które cudownie rozwiążą ten problem.
Nam udało się nieco problem nagłośnić – niektóre lokalne media się tym zainteresowały. Bardzo nas to cieszy, ale przed nami wciąż bardzo długa droga. Olbrzymim problemem w Wejherowie są rekordowe stężenia bezno(a)pirenu. Tymczasem najbliższe stacje WIOŚ-iu znajdują się w Gdyni i Lęborku. W Wejherowie jest tylko stacja manualna, do danych z której nie mamy dostępu na bieżąco. Wyniki są publikowane po miesiącu i nie ma możliwości wydania ostrzeżenia w czasie rzeczywistym. Niektórzy mają więc wrażenie, że problem jest zamiatany pod dywan. Będziemy więc zabiegać o to, by pojawiła się tutaj stacja z prawdziwego zdarzenia.
źródło: smoglab.pl